Tydzień rozpoczęliśmy z przytupem – parę godzin temu razem z Asią byłyśmy na Tarnicy. Ale nie tej bieszczadzkiej, tylko antarktycznej – tuż pod nosem, bo przytulonej do Lodowca Ekologii.
W porównaniu do swojej polskiej imienniczki, nasza Tarnica jest dość malutka, bo mierzy zaledwie 110 m n.p.m. To kolejny przykład polskiej nazwy na mapie okolicy, co jest związane z obecnością Polaków w tej części świata i prowadzonymi tutaj przez naszych rodzimych naukowców licznymi badaniami.
Aby do niej dotrzeć, przeszłyśmy przez Lodowiec Ekologii. Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisała, pięknie świeciło słońce, a brak wiatru powodował, że kilka stopni na minusie było zupełnie nieodczuwalne. Po zejściu z lodowca zostawiłyśmy raki, liny i czekany pod kamieniem i ruszyłyśmy przed siebie. Przeszłyśmy Rescuers Hills i choć bardzo nas kusiło wejść po drodze na Krzemień, to jednak lojalnie obiecałyśmy sobie, że wyciągniemy na tę wycieczkę Leszka, naszego energetyka (nazywa się tak samo jak szczyt).
W dole miałyśmy piękny widok na część wybrzeża, na której znajduje się stacja amerykańska Copacabana, a naszym celem była tajemnicza budka, o nieznanym przeznaczeniu, na jednym ze wzgórz. A właściwie pozostałości budki, bo drzwi były wyrwane, a w środku ostało się jedynie metalowe krzesło bez siedziska. Za to widok na Cieśninę Bransfielda bezcenny. Na bliższym planie pysznił się Sphinx, kształtem przypominający mityczne zwierzę.
W drodze powrotnej szło już nam się raźniej przez lodowiec, bo korzystałyśmy z trasy zapisanej na GPS-ie. Zaglądałyśmy więc do szczelin (im głębsza, tym silniejsze uczucie kuli bilardowej w przełyku toczącej się w dół, aż do miednicy), a przy jednej obsypałyśmy trochę śniegu i lodu – leciało tak długo, aż się zrobiło nieprzyjemnie, więc już tego nie powtarzałyśmy.

Widok na stację amerykańską Copacabana z Rescuers Hills

Na Lodowcu Ekologii

Jest sprzęt, można iść

Rescuers Hills

Nieudolny selfiak

Sphinx

Masyw Tarnicy

Widok z Tarnicy

Szczelina
Na mapce możecie zlokalizować naszą trasę:

Mapa okolic Stacji