Słodkiej tradycji stało się zadość. Pakując się w Krakowie, przezornie zabraliśmy słoiczek własnoręcznie zrobionej „róży” do pączków. Czekała ponad pół roku w magazynie na swoje święto 🙂
Dagmara przygotowała ciasto drożdżowe z wielokrotnie sprawdzonego już przepisu. Jednak wprowadziliśmy kilka modyfikacji. W roli ciepłego miejsca do wyrastania pączków wykorzystaliśmy duży, „przemysłowy” piekarnik, który ma możliwość ustawienia poza temperaturą, określonej wilgotności. Zamiast w garnku, smażyliśmy w dwóch frytkownicach i nie na smalcu czy oleju, a we fryturze. Na pewno tak było zdrowiej, choć pączki do zdrowego odżywiania nie należą… 🙂
Reszta naszej grupy też się postarała. Darek przygotował pączki angielskie, które wielokrotnie robił już wcześniej, a Damian usmażył faworki 🙂

Loading…

Jeszcze chwila…

Pączki angielskie w wykonaniu Darka
Końcowy efekt naszych kulinarnych zmagań przedstawiał się następująco:

No kurza łapka. A nic o dniu prezesa nie piszą.
Cała wyprawa to same prezesy jak takie pączki na stole.
Dziób mi się śmieje to tych pączków.
Pozdrawiam cieplutko
no i powolutku zbliżamy się do mojej wagi ;))
Piotrze, dobrze że przypomniałeś! Zrobimy 🙂
Och! Ślinka sama cieknie! Wszyscy razem macie prawdziwy kulinarny talent. Brawo! I ten słoiczek róży domowej roboty, co był pod ręką i dał się spakować! 🙂
Talent to mamy do jedzenia 🙂 A potem d..a rośnie 🙂